wtorek, 6 września 2016

05.09.2016 - Kochać

Pięc miesięcy się nie odywałam. Bo przez pięc miesięcy pochłoneło mnie bez końca coś innego. COś co myślałam, że nigdy nie nadejdzie. Coś na co tak wyczekiwałam. Miłość.
Patrz na to teraz z perspektywy 9 miesiecy, muszę przyznać, że to słowo teraz dla mnie ma całkiem inne znaczenie. Nie wiedziałam, że moża kogoś kochać tak bardzo, że aż to boli. Ani tak bardzo, że chcesz spędzać każdą chwilę, każdą sekundę z tą osobą. Ani, że zrobisz wtedy wszytko dla tej osoby.

Muszę przyznać również, że w życiu aż tak się nie zmieniłam jak przez te 9 miesiecy. Niektórzy powiedzą że 9 miesięcy to nie dużo, inni że to bardzo długo. Mi to zneciało jak mrugnieciem oka. Jednak to prawda, że piękne chwile uciekają nam tak szybko jak piasek przez palce.

And I'd give up forever to touch you
'Cause I know that you feel me somehow
You're the closest to heaven that I'll ever be
And I don't want to go home right now
And all I can taste is this moment
And all I can breathe is your life
'Cause sooner or later it's over
I just don't want to miss you tonight

Na pączątku, ten zwiazek wydawał mi sie taki przypadkowy. I szczerze powiedziawszy, teraz zabrzmię jak najgorsza osoba na świecie, no ale, nie będę kłamać, w dużej cześci zgodziłam się z nim być gdyż chciałam zobaczyć jak to jest, o co w tym wszytkim chodzi. Nie planowałam z nim przyszłości, nie chciałam się zakochać. Chciałam po prostu chłopaka. Trochę bez zobowiązań. On oczywiście miał inne plany. I ja najwidiczniej jednak w głębi też, albo on to jakoś zmienił. Tak czy siak, teraz te 9 miesiecy pózniej, nie wyobrażam sobie życia bez niego i nie mogę sie doczekać aż w końcu bedziemy mogli rozpoczac nasze wspólne życie. Zmienił mnie on nie do poznania. Jest całkiem inną osobą niż te kilka miesięcy temu, ale niczego nie żałuje. Wszytko z nim jest idealne. Chociaż wszyscy zawsze mówili, żeby nie czekała na ksiecia, bo tak nie bedzie, księciów nie ma i że to co jest na filmach to jest tylko w filmach, to ja i tak wierzyłam w swoje. I teraz wiem, że jeśli trafisz na odopoeidnią osobę, to bedzie ona teoim księciem i że bedzie jak w filmach.

Od pierwszego pocałunku w pewną piątkową noc pod gołym niebem do pierwszej kłótni w zimny dzień wszystko było idealne. Te wszystkie małe wspomnienia które stworzyliśmy razem zawsze ze mną będą i będą przypominać o tych magicznych chwilach, które w większości docenia się dopiero jak przeminą.

Bonfire night. Rozerwana pomiędzy dwiema opcjami, które obie mi do końca nie pasowały. Jednak podjełam ryzyko żeby wyjść z nim i jego kumplem z dziewczyny, żeby nie siedzieć sama w domu ze świdomoscią że dziś wszyscy są na zewnątrz. Kieliszek wina, a raczej szklanka przed wyjściem na "odwagę". Skrępowanie przy powitaniui i to samopoczucie że jakoś oderwaliśmy sie od grupy i stoimy tylko we dwójkę cały czas i zastanawianie między sobą "czy to my się odsuwamy od nich czy oni od nas:" jak z każda miną stoimy dalej od grupy. Popijanie piwa pod niebem fajerwerków. Koniec pokazu i niespodziewane zaproszenie na do jego kolegi dziewczyny. Nie wiadomo dla czego moja zgoda. Sporzywanie alkoholu w sporej ilości. Nagle prztulania pod wypływem jak by to była normalna rzecz. Pocałunek w ramie. Sugestywne spojrzenia Karola. I mój brak relacji na przytualnia albo nawet reakcja nie podobna do mnie - przysuwanie sie. Droga do domu. Jego zaskoczona reakcja na to, że mam rękawiczki. Ciąge prztylanie. Mój tok myśli próbujący rozgryść o co w tym wszystkim chodzi przez cała drogę. Pożegnianie. Jak nie chciał mnie puścić a ja nie wiezdziałam o co chodzi. Glupia ja. "Gosia no chodz" i moje usłupie na nagle pojawienie się jego ust na moich.Kompletne ogłupienie i nie wiedza co zrobić. Krzyczący na mnie mózg "Twój pierwszy pocałunek! On mnie całuje!" I w końcu rozstanie. W tamtej chwili nic nie wydawało się idealne, wręcz przeciwnie. Byłam nawet zła, że zabrał mi mój pierwszy pocałunek bez mojej zgody i że nie było tak jak zaplanowałam, bo tego nie planowałam. Byłam tak niesmowicie zaskoczona tym co sie stało, że po wejściu do domu, stałam przy drzwiach przez dobre 10 minut, po prostu przetwarzając co się właśnie wydarzyło. No cóż, wtedy po raz pierwszy mi udowodnił, że najlepszych chwil w życiu nie można zawsze zaaplanować. Wielokrotnie póżniej mi to udowadniał.

You got those eyes starin' to my soul
You get that smile when I'm giving you my all
You're the brighter side of things
You're the lighter side of life
And all the joy that you bring
Is why I need you in my life
(But) Can I call you home
You'll be mine and I'll be yours
I just wanna let you know
In my mind I call you home

Chciaż tak walczyłam, z taka zazarłością, która nawet włączała zerwanie z nim, płacze, nieprzespane noce i ciągłe przypominanie sobie o jego wadach, o to zeby się w nim nie zakochać, to jednak mi się nie udało. Tak bardzo bałam się odać mu swoje serce z obawą ze mnie skrzywdzi, może nawet nie z własnej woli. Ten strach paraliżował mnie przez dobre 4 miesiące i pomimo, że powiedziałam mu, ze go kocham po jakiś 2 albo 3 miesiącach to uważam, że dopiero po ponad 4 dopiero naprawdę pojełam co to znaczy. Co to znaczy kochać kogoś inaczej niż rodzinę. Co to znaczy kochać tak, że aż boli. Co to znaczy kochać tak mocno, że najchętniej po prostu chciałbyś być przytulony do tej osboy 24/7.

Naprawił mnie. Może jeszcze nie do końca, bo niektórych rys nie da się nigdy do końca wypolerować chodzby nie wiem jak bardzo się starać, lecz i tak wygładził je wystarczająco. Już nie jestem nieszczęśliwa, dlatego, że żyje. Nie boję się kochać, ani być kochaną. Jestem bardziej otwarta i pewna siebie. Sprawił nawet, że pragnę mieć dzieci pewnego dnia. Ja, ta która przysięgała i zakłądała się, że nigdy, przenigdy nie będzie mieć potomstwa. No cóż, widać, że wszystko się jednak da zmienić i nic nie jest pewne.

Dał mi wszytsko co chciałam i więcej. Chciałam świeczek i romantycznej muzyki podaczs pierwszej nicy - dał mi to. Chciałam romantycznych gestów, jak kwiatów bez okazji i czekoladek -dał mi to. Nawet jak płakałam to zjawił się. Zawsze jest przy mnie kiedy go potrzebuje. Chroni i opikuje sie mną. I chociaż czasami tak niezmiernie mnie irytuje i nie raz doprowadza mnie do płaczu to i tak dla mnie jest tym jednynym i ja już to wiem. I nagle przestały sie dla mnie liczyć imprezy i wyszalenie się. Teraz to o czym marze to dorośnięcie już i założenie z nim wspólnego domu. Może po prostu sie zestarzałam. Albo mi odwaliło. Kto to wie. No bo kto w wieku 18 lat tego chce.

Nie było mnie 5 miesięcy. Bo nie musiałam tu być. Ten blog był dla mnie schronieniem i sposobem na umozenie bólu. Ale skoro ból zniknał, albo raczej znalazłam dużo lepszy sposób na jego umożanie to po prostu go nie potrzebowałam. Bo niestety nie okłamujmy się lepiej jest jak ktoś cię prztuli jak płaczesz niż jak łzy spadają na klawiaturę podczas próby ucieczki w sieć.

Nie wiem, co życie przysniesie. W ciąż się boję, że jest za cudownie i że los mi to odbierze tak jak juz to robił. Dlatego teraz staram się doceniać każdą chwilę, zwłaszcza, że zaraz wyjeżdzam na studia i będę go dużo rzadziej widywać.

"Love isn't something you find. Love is something that finds you." 100% prawda.

Cóż mogę powiedzieć, kochać to coś pięknego. A kochać kogos z taką samo wzajemnością to jest rzecz nie do opisania. Życzę wszystkim aby tego w życiu doznali.

Kocham cię kotku najmocniej na świecie i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie,

Love always,
Margaret