poniedziałek, 26 listopada 2012

26.11.12




Dawno nic nie pisałam, a założyłam tego bloga z zamiarem pisania codziennie. Wiele wydarzyło się przez te kilka dni. Mama się rozchorowała i była w strasznym stanie przez 3 dni. W piątek wieczorem nawet jeździli z nią do szpitala do Kraśnika, no ale teraz jest już dobrze. Dzisiaj poniedziałek! Nienawidzę poniedziałków. Przez cały dzień w szkole myślałam tylko o tym, aby wrócić do domu. Rozmawiałam dzisiaj trochę z Michałem G. (w sumie to nie wiem czy nadal się w kocham?), ponieważ siedzi przede mną  na technice. Jak wracał z szkoły miała bardzo dobry humor bo postanowiłam nie pójść dzisiaj na dodatkowy angielski tylko pójdę jutro. Dlatego też wracałam z wredolkiem do domu (już wszystko w porządku między nami) i przez całą drogę śpiewaliśmy razem RADIOACTIVE. Ludzie trochę dziwnie się na nas patrzyli, ale co tam. Teraz poważnie mi odbija, szkoda że nie możesz zobaczyć moich mi w tej chwili. Jak wróciłam mama sapał a ja miała słuchawki na uszach i właśnie włączyła mi się piosenka "On top of the world". I nie mogą się powstrzymać, że nie zacząć tańczyć. I jak to oczywiście ja musiałam siebie nagrać. Włączyłam aparat i wszystko nagrałam (ale wyszła strasznie słaba jakość mam beznadziejny aparat, mogłam nagrać telefonem ale on nie może stać).  To by było tyle na dzisiejszy dzień.
Wróćmy teraz do soboty bo wtedy dużo się działo. W sobotę było moje party (3 osoby, ale dobra). Na początku bardzo się zmartwiłam od 2 dni nie miałam kontaktu z wredolkiem, i już myślałam, że coś jej się stało, że może jest w szpitalu(bo przedtem była chora i nawet nie była na spotkaniu do bieżmowania). No ale w końcu jak Ola już przyszła zadzwoniła do mnie i okazało się, że była w Lublinie. Kazałam jej natychmiast przychodzić, więc przyszła. Kupiła mi najlepszy prezent jaki mogła, a mianowicie... Uwaga dostaniesz szoku. KUPIŁA MI WIELKI PLAKAT Z DAMONEM!!! Czy to nie jest po prostu wspaniałe. Powieszę go sobie nad łóżkiem i będę mogła na niego patrzeć jak się obudzę. Ola kupiła mi książkę "Znak Ateny", czyli 3 część  Olimpijskich Herosów, którą już przeczytałam, koniec po prostu wpędził mnie w depresję Annabeth i Percy - moi dwaj ulubieni bohaterowie wpadli do Tartaru, nie wiadomo nawet czy żyją. A na następną książkę muszę czekać do października i mogę się założyć, że nie będzie w niej o nich mowy tylko w jeszcze następnej. Wróćmy do soboty wtedy po prostu mieliśmy taką głupawkę. Tańczyliśmy, śpiewaliśmy i oczywiście musiałam wszystko nagrać, więc wstawię kilka z tych filmików pod wpisem.Tort był naprawdę dobry w końcu się go doczekałam, bo w tamtym roku mama obiecała mi go zrobić, ale wtedy właśnie wylądowała w szpitalu i było po trocie.
Tak w ogóle to zastanawiam się, czy nie zrobić tego bloga prywatnym skoro che tu wrzucać filmiki i zdjęcia. Ale jeśli nawet podejmę taką decyzję to nie mam zielonego pojęcie, gdzie jest taka opcja, bo musi gdzieś być. Prawda?
I teraz napisze o ostatnie rzeczy jaką chciałam poruszyć, a mianowicie to co się u mnie zmieniło. W urodziny uświadomiłam sobie kilka ważnych rzecz, które powinnam napisać w tamtym wpisie, ale mi się już nie chciało. A bowiem pierwszą rzeczą jaka do mnie dotarło to to, że mama ma raka. Wiedziałam to przecież już od prawie roku, była przecież w szpitalu na operacji, prawie umarła, ale jakoś dopiero teraz to do mnie dotarło, żę jej życie cały czas wisi niemal na włosku. Drugą rzeczą było to, że uświadomiłam sobie, że tak naprawdę nie mam osoby której mogłabym powiedzieć wszystko. Niby mam wredolka i Olę, ;ecz nie wiem czy mogę im w pełni ufać.  Znaczy się wiem, że Oli to na pewno nie mogę ufać, a co do wredolka to mu ufam, ale czasami wstydzę się powiedzieć jej to o czym  myślę, to co mnie gnębi. Trzecią rzeczą jest to, e świat jej beznadziejny. To też wiedziałam od dawna, lecz tego dnia odczułam to porządnie na własnej skórze. Czwartą rzeczą jest to, że nie jestem gotowa wyruszyć w ten świat. opuścić bezpieczną i dobrze poznaną szkołę i udać się do nieznanego i bezlitosnego liceum. A niestety będę musiał uczynić to wkrótce i nie wiem co zrobię jeśli nasze plany (wredolka i moje) nie wypalą i pójdziemy do innych liceów. I to by było na tyle chyba. To nie będę już wspominać, że powinnam ostro wziąć się za naukę bo wypadam z gry. Bo zamiast tego nie chodzę do szkoły (nie była w czwartek i piątek bo mnie bolał brzuch).
Chyba sobie teraz potańczę. Mhhh tak potańczę. Naprawdę zaczynam interesować się vlogowaniem. Mam jakąś manie (po prostu lubię się przechwalać) na nagrywanie siebie i mówienie o sobie, wiec założyłam tego bloga.
P.S. Napisałam do taty, żeby kupił mi na urodziny(tak dopiero teraz, bo przyjeżdza w grudniu) lokówkę i sukienkę podam link do niej. Lokówkę na pewno mi kupi, ale czy sukienkę? Tego nie wiem zaraz sprawdzę pocztę, ale raczej nie odpisał jak napisałam tego e-maila rano.
Margaret

środa, 21 listopada 2012

Najgorsze urodziny w życiu

21.11.12

Dzisiaj są moje urodziny. Myślałam że to będzie fantastyczny dzień, gdy wczoraj zasypiałam nie mogłam pozbyć się uśmiechu z twarzy, gdyż odkryłam, że moja najlepsza przyjaciółka chce puścić w radiowęźle (szkole radio, które gra tylko w święta)życzenia dla mnie, a potem moją ulubioną piosenkę. Obudziłam się o 5:30 aby zakręcić sobie włosy, następnie wybrałam sobie ubrania, miałam dylemat w co się ubrać, ponieważ babcia pożyczyła mi sweter(bordowy, włochaty, z koronkowymi wstawkami), ale dzisiaj trzeba było ubrać się na żółto, bo był dzień życzliwości(w mojej szkole jest raz w miesiącu dzień w który trzeba ubrać się na dany kolor, żeby nie nosić wtedy mundurka - jensowej szamty, czyli jesowej kamizelki bez rękawów. Więc założyłam czarną rozkloszowaną, skórzaną spódnicę, żółto-biało bluzkę na ramiączkach i biały sweterek. Była zadowolona i szczęśliwa, bo nie mogłam się doczekać, aż pójdę do szkoły i spotkam się z "wredolkiem"(tak nazywam moją BFF). Ale wszystko zaczęło się walić już przed 1 lekcją, gdyż nie spotkałam się jeszcze wtedy z "wredolkiem" i zaczęłam myśleć, że nie ma jej w szkole. Moje podejżenia okazały się słuszne, kiedy po 2 lekcji poszłam do klasy B (moja BFF jest w przeciwnej klasie niż moja, rozdzielili nas w gimnazjum, przez całą podstawówkę byliśmy razem w klasie). Okazało się, że jej nie ma, załamała się wtedy lekko, ale wciąż myślałam, że może zaspała i przyjdzie. Niestety nie miałam racji. Punkt kulminacyjny tego wszystkiego był na 3 lekcji, czyli matmie. Pani złożyła mi życzenia i mieliśmy zacząć omawiać egzamin próbny. Wiedziałam, że poszedł mi tragicznie, ale liczyłam, że napisałam przynajmniej na połowę, gdyż w tamtym roku na koniec z matmy miałam 4. Pani zaczęła rozdawać testy i okazało się, że mam 10 punktów, no ale dobra pomyśłałam sobie. Ale gdy pani powiedziała, że maksimum można było zdobyć 27 punktu i pokazała na tablicy interaktywnej żebyśmy zaobaczyli jakie mamy oceny. Po prostu się załamała miała 34% a to oznaczało, że mam 2. Moja pierwsza 2 w życiu. Dostawałam dwóje z matmy, ale to były kartkówki i pani nie wstawiała mi tej oceny dopóki nie poprawiłam, a teraz... Łzy zaczeły napływać mi do oczu, ale przecież nie mogłam się rozpłakać na oczach całej klasy. Gdy to myśl dotarła do mnie całkowicie zaczeły pojawiać się jeszcze inne związane z "wredolkiem". Myślałam:
"Jak ona mogła mi to zrobić, są moje urodziny, a ona kompletnie mnie olała"(nie odpisywałam na żadne moje sms-y.
"Mam dwóje z matmy, nie będę miała 4 na półrocze, a "wredoleka" nie ma i nawet nie ma mnie kto pocieszyć.
"Skoro nie ma "wredolka" to nawet jeśl prześli mi Nel życzenia to i tak nie puszczą tej piosenki"
Przez resztę lekcji próbowałam się nie rozpłakać co marnie mi wychodzi, kilka razy byłam bliska rozpłakania się na dobre, ale przygryzłam wargę i nie rozpłakałam się. (Do dzisiaj myślałam, że to przygryzienie wargi to tylko w książkach występuje i działa, ale nie) Na koniec lekcji znów odezwała się Nel w radiowęźle i żłożyła mi życzenia. Wtedy już czułam, ze dłużej nie wytrzymam chciałam jak najszybciej wybiec z klasy i pobiec do łazienki, aby się wypłakać. Gdy zaczełam grać piosenka(Florence and the Machine - lubie ten zespół nawet bardzo ale teraz nie miało to znaczenia bo chciałam usłyszeć tamtą piosenkę a mianowicie Radioactive- Imagine Dragons. Nawet nie zwróciłam uwagi co za piosenka była.) zaraz potem zadzwonił dzwonek więc czym prędzej wybiegłam i skierowała się do łazienki na dół (na dole są wyremontowane niedawno). Weszła do łazienki, do kabiny i nie wytrzymałam zaczełam płakać przez całą długo 15 minutową przerwę płakałam napisałam nawet sms-a do "wredolka", że powiedziała coś co mnie pocieszy(nie mogła zadzwonić bo cały czas ktoś był w łazience, a ja nie chciałam aby ktoś wiedział, że jejstem tu i płacze, zwłaszcza, że cała szkoła już wiedziała, że mam urodziny). Gdy zadzwonił dzwonek nie chciała wyjść z łazienki, ale musiała, gdyż miałam angielski. Ogarnełam się wytarłam roztarty tusz i poszłam na lekcje. Na szczęści nikt nie zauważył moich podpuchniętych oczów. Przetwałam angielski, choć kilka razy łzy napływały mi do oczu . Najgorszy był moment, gdy pani kazał śpiewać klasie dla mnie Happy Birthday. Przetwałam resztę dnia udając, że wszystko w porządku i że jestem szczęśliwa dlatego,m że mam urodziny, gdy naprawdę czułam, że po prostu chcę do domu, walnąć się na łóżko i płakać. Były chwile, gdy chciała zadzwonić do "wredolka" i nadrzeć się na nią, ale się powstrzymałam, gdyż w piatek robię małą imprezkę (Ola, wredolek i ja) i nie chciałam, żeby się na mnie obraziła. Ola (przyjaciółka jak cholera, zawsze zostawia mnie samą na przerwi i idzie gadać z dziewczynami których nienawidze) nawet nie zauważył, że jest coś nie tak. Przez cały dzień próbowałam się dodzwonić do wredolka ale nikt się nie zgłaszał. Uznaliśmy z Norbertem(jej chłopakiem, moim kumplem), że nas ignoruje. Na koniec dnia, żeby było jeszcze gorzej pani na plastyce zebrał pracę, które narysowaliśmy na lekcji. Moja była okropna, nie mam talentu plastycznego. Zapisałam się na plastykę tylko dlatego, że nienawidzę pani od muzyki. Pani Danusii. Jest jak dziecko, albo gorsza. Nieważne. Gdy szlam do domu  w końcu udało mi się skontaktować z wredolkiem, ponieważ zadzwoniłam na domowy. Mówiła, że nigdy w życiu nie czuła się gorzej niż dzisiaj, ale ja tego nie kupuje. Zawsze się tak mówi, gdyż kiedy jest się zdrowym i nagle zaczyna cię coś boleć co dawno cię nie bolała, myślisz, że nigdy cię coś tak bardzo nie bolało. Wiele razy tak miałam.Teraz siedzę w domu, trochę popłakałam. O dziwo mama nie nadarła się na mnie za tą 2, a babcia poprawiła mi humor dając mi w prezencie 50zł. Jestem zła na wredolka ale nie mogę się na nią nadrzeć. Teraz muszę iść uczyć się na sprawdzian z wosu co wcale nie poprawia mi humoru. Dobra kończę do zobaczenia jutro.

Margaret