DOBRA, bo przecież. Przejdzmy do setna. Mam w końcu tą wymarzoną osiemnastke. Mogę pójść do sklepu i spokojnie kupić alkohol. Nikt teortycznie nie moze mi poweidzieć ze nie mogę czegoś zrobić bo jestem za młoda, ale... Dorosłe życie jest do kitu. Teraz JA jestem za wszytsko odpowiedzialna, teraz ja muszę wszytko załatwiać. Nie jestem już dzieckiem i nienawidzę tego. Lecz nic na to nie mogę poradzić. Stało się i ten wyczekiwany dzień minął jak sen pozostawiając smutną rzeczywistość.
Chciałam miłości. Chciałam opieki. Chciałam poczuć się chciana. Dostałam to czego chciałam. Więc dlaczego to jest takie trudne. Czy to ze mną jest coś nie tak, że nie wiem jak mam się zachowywać, że nie wiem czego chce. Powinnam słuchać opini innych czy po prostu isć za moimi pragnienami. Czego życie tak się komplikuje jak na kimś ci zaczyna zależeć?
Może ma racje. Może to wygląda że ja nie chce się zaangażować i że traktuje go jak kolegę, ale ja nie umiem ufać ludziom. Nie lubię być od kogoś uzależniona. Nie lubię być niesamodzielna. Nie lubię kochać. I może to brzmi okropnie, ale nie chce go pokochać. Bo miłość to problemy. Bo miłość boli. I przekonała się o tym w przeciagu 2 ostatnich lat. Doświadczyłam co to znaczy stracić osoby które się kocha i jak boi zdrada. I nie chce tego powtarzać. Więc może po prostu nie chce sie anngażować bo kojarzy mi się to tylko z bólem i cierpieniem i straconym zaufaniem.
Nie chcę go zranić. Ale też nie chce zranić siebie, więc jakie jest rozwiązanie tej sytuacji, Niech ktoś mi proszę powie, co mam robić, bo naprawdę nie wiem. A nienawidzę nie znać odpwiedzi i dobija mnie ta sprawa. Było cudownie, dopóki inni nie zaczeli mi mówić, że robie to za szybko, że może nie powinna mu ufać tak szybko. I chyba poszłam za tym co oni mi pwiedzieli i zaczęłam wszytko psuć. I tak wiem, że to moja wina, bo to ja mam ciagłe pretencje i problemy, ale.. Po prostu nie wiem co robić. Próbuje zadowolic wszystkich co nigdy nikmu się nie udało, więc jak ma mi się udać? Ranie tylko tych na których mi zależy.
Gdzie się podziało moje spokojnie życie??? Gdzie są czasy, kiedy moim największym zmartwieniem było czy Damon i Elena będą razem. Kiedy moje życie miłosne nie istniało i wystarczało mi życie innych.
Ale teraz już chcyba nie mam wyjścia, muszę dorosnąc i dać radę. Nie ma wyjścia. Musze zrobić to co zawsze robię:
Fake it till you make it.
Wiecie co, teraz pisząc to uznałam. Walić opinie innych. To moje życie i to ja decyduje co z nim zrobię. Może mają racje, może nie. Zobaczymy. Kiedyś się okaże. Chyba po prostu powinnam pójsc za głosem serca, a nie głosem innych. Szkoda tylko, że moje serce nie żyje i nic mi nie podpowiada... Nie wytrzymało chyba ostanich noży, które zostałe tam wbite. Cóż, jakoś dam radę. Roządne myślenie. Tylko rozsądne myślenia może mnie uratować.
A kompletnie z innej beczki to zaaplikowałam na studia. Wybrałam kursy i uniwersytety i wysłałam. Zobaczymy, może popełniłam największy bład w życiu wybierajac to co wybrałam a może nie. Już za pózno. Teraz pozostaje tylko czekanie.
Fuck that. You know. No, I not going to change. Nie będę tego robić. Długo pracowałam nad tym kim teraz jestem, I jestem z tej osoby zadowolona. Oczywiście nie jestem idealna, ale jestem sobą. I nie będę się zmieniać na potrzeby innych. Jeśli komuś to nie pasuje może odejść z mojego życia. Tak ja postąpiła jedna osoba. Nie mogę powiedzieć, że nie tęsknie, że nie boili mnie to że straciłam przyjaciela, któremu ufałąm, że dosłownie wbił mi nóż w serce, ale to był jego wybór. Nie da sie zatrzymać ludzi przy sobie siłą. I to że odszedł i to że już mu na mnie nie zależy, nie oznacza, że przestanę go kochać. Nawet nie wiedziałam, że tak jest, że go kocham, dopóki nie odszedł i poczułam, że odchodzać zabrał część mnie. Mimo wszystko co między nami zaszło, i co może zajść, i mimo słowa które mogę w niego wymierzyć, i mimo tego, że wszystcy myślą że go nienawidzę i zamknełam ten rozdział to i tak, ZAWSZE będzie on częścią mnie, częscią, której nie wyrzucę, bo którą kocham.
Because if we're strong enough to let it in
We're strong enough to let it go
Kochać, to najdziwniejsza rzecz na świecie. Przynajmniej dla mnie. Kompletnie jej nie rozumiem, I nie wiem czego, kochanie, jest dla mnie tak trudne i skomplikowane. Czego po prostu nie zdaje sobie sprawy z tego ze kogoś kocham, zanim będzie za późno. Czego tak trudno jest mi powiedzieć te dwa słowa. Czego boje się kochać ludzi? Czego nie chce kochać? Nie wiem taka już jestem. Może kiedys mi ktoś pokaże ja kochać i nauczy, że kochać wcale nie znaczy cierpieć. Na razie zostanę tu, z moim zamkniętnym serce i będę czekać, aż komuś w końcu uda się je ponownie otworzyć.
I don't know why
We need to break so hard
Osiemnaście. Tak w końcu osiemnaście, I może jednak coś się zmieniło. Może jednak wszystko się zminiło, może ja sie zmieniłam.
Mam nadzije, że teraz patrzysz na mnie. Że patrzysz na mnie i nie jesteś zawiedziona. Mam nadzije, że jesteś dumna. A jeśli nie, że pewnego dnia będziesz. Że pewnego dnia znów Cię zobaczę i będę w stanie w końcu powiedzieć Ci te dwa słowa, które nie opuszczają moich myśli od dnia, w których odeszłaś. Mam nadzieję, że patrzysz nam mnie teraz i mówisz mi, że dam radę. Bo chociaż Cię tu nie ma, wiem, że jesteś i że czuwasza, Wiem, że mnie nie opuściłaś, chociaż tak myslałam. Wiem, że nigdy mnie nie opuścisz, bo mnie kochasz. I ja też, ja też....KOCHAM CIĘ, MAMO.
Love always,
Margaret
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz