sobota, 22 grudnia 2012

22.12.12


Wiele razy zastanawiałam się jak umrę, wyobrażałam sobie jak leż cała zakrwiona i wypowiadam moje ostatnie słowa. Koniec świata to byłby dobry czas na to by umrzeć, ale... niestety nie było końca świata. Przeżyłam, tak jak wiele milionów, miliardów ludzi. Niestety. Cóż, a więc nie pisałam przez ponad dwa tygodnie więc wiele rzeczy się zebrało o których powinnam tu napisać, więc może po kolei. W piątek, nie ten, tylko 7 miałam napisać dalszy ciąg, no ale oczywiście nie napisałam. Powiem tylko tyle, że po tym jak skończyłam tamtego posta wyszłam do szkoły i prawie złamałam rękę. Tak, na szczęście prawie. Nieźle się przestraszyłam, wszystko przez ten durny lód! Przeszłam raptem 50 metrów i BUM! Leż, okropnie sobie potłukłam tyłek i rękę, zawróciłam już do domu. lecz w połowie drogi do domu zorientowałam się, że nie mam czapki, więc znowu zawróciłam i zaczęłam się wracać po tą durną czapkę (wcale nie jest durna, ma uszy i twarz wilka!), jak doszłam już do miejsca w którym się przewróciłam, okazało się, że czapki tam nie ma, a za to jest w moim kapturze. Pomyślałam sobie, że nie będę się już wracać i pójdę do tej durnej szkoły. Po drodze wstąpiłam po wredolka i razem poszliśmy do szkoły. W szkole ręka tak strasznie mnie bolała, że aż poszłam do higienistki, a ona powiedziała, że może być pęknięta i wtedy nieźle się przestraszyłam. Zwolniłam się do domu, dziadek po mnie przyjechała i pojechaliśmy do doktora, na szczęście pani powiedziała, że nic mi nie jest. Szczerze mówiąc to nadal mnie trochę boli i tyłek też. Porządnie się wtedy potłukłam. Oczywiście nie do przyjęcia dla mnie było, żebym odwołałam nocowanie, więc zaraz po kościele przyjechaliśmy do mnie. I można się tego spodziewać, że bardzo nam odbijała, przez jakoś godzinę gadaliśmy po angielsku i do tego dziecinnymi głosami, no a ja to ja, więc musiałam to wszystko nagrywać. W weekend nic specjalnego się chyba nie działa, nie pamiętam nic z tamtego weekendu. W poniedziałek nie było wredolka w szkole, więc było nudno. We wtorek była wycieczka do kina z okazji mikołajek. Niestety wredolka znowu nie było w szkole i musiałam przez całą wycieczkę siedzieć  z Magdą B., za którą nie przepadam, ale jak nie ma wredolka to z nią gadam. Pod koniec miałam jej już dosyć, więc w drodze powrotnej włożyłam słuchawki do uszu i się wyłączyłam. Zaczęłam marzyć jak zwykle jaka słucham muzyki. Wspomnę tylko, że ja, Patryk i Magda B. byliśmy na innym filmie niż reszta byliśmy na nowym filmie Tima Bartona, który nie jest wcale taki świetny po za tym towarzystwo mi nie odpowiadało. Miałam iść na ten film z wredolkiem, Norbertem i Patrykiem, ale że nie było wredolka to Norbert poszedł z chłopakami na to co inni, a Magda B. przepisała się na ten co ja. Kupiłam sobie wtedy w Plazie bardzo ładny sweterek w koty w H&M, jak przyjechałam do domu to Ola chciałam mi go zabrać ze względu na koty, ale nie oddam go je! Po za tym jest na nią za duży bo to 38.  Czy w tym tygodniu coś specjalnego się działo. Boże wiem, o czym ważny nie wspomniałam. Wiem co się wydarzyło w poniedziałek, jak mogłam zapomnieć. Michał zaczął chodzić z Natalią, a ja nie wiem czemu jestem strasznie zazdrosna. Jak ich widze trzymających się za ręce, albo coś w tym stylu mam ochotę wstać (jeśli siedzę) i wyjść, ale za zwyczaj tego nie robię.  W środę nie poszłam do szkoły. W czwartek i piątek zaczęły się próby więc nic ciekawego. W niedzielę wieczorem przyjechał tata. Bardzo się cieszyła, bo kocham tatę chyba najmocniej w całej rodzinie. Inni mówią tylko jaki był okropny, że wyjechał do Anglii i w ogóle. Kamila to w ogóle go nie lubi, nie wiem czemu, no ale… Przywiózł mi lokówkę taką jaką chciałam (prezent na urodziny) i super mięki, ciepły i wściekle różowy szlafrok. Dobra przejdzmy w końcu do tego tygodnia. Był on całkiem nudny, gdyż były cały czas próby na przedstawienie wigilijne ( w mojej szkole jest tak, że trzecie klasy mają uroczystą wigilię, z barszczem, pierogami i tak dalej), było nudno, gdyż ja nie brałam udziału w tym przedstawieniu, ponieważ jak pani obsadzała role to nie było mnie w szkole. Bardzo głupio się czułam jak szli na próbę, bo prawie cała klasa brała udział w przedtawieniu, tylko ja i z pięciu chłopaków nie brało udziału. Wredolek z Norbertem zaczęli mnie irytować, bo cały czas się obejmują i tak dalej, ja po prostu siedzę z obok czując się niepotrzebnie, jak piąte koło u wozu. Niestety takie życie singla.  We wtorek byłam z tatą na zakupach w Plazie, bo musiałam sobie kupić sukienkę na wigilię. Kupiłam sobie bardzo ładną czarną sukienkę w River Island i do tego żakiet w H&M, ponieważ sukienka była z krótkim rękawem. We środę wróciła późno do domu, gdyż były próby do tej całej wigilii i roztawianie stolików. W czwartek była wigilia klasowa.  W ogóle mi się nie podobała, bo:
Po pierwsze: Naprzeciwko mnie siedział wredolek z Norbertem obok wredolka Michał z Natalią, a z drugiej strony Dominika (wspominałam, że nie nawidzę tej dziewczyny), obok mnie siedziała Ewa, a za  nią kolejna para Michał z Nel (chyba nie wspominałam, że znowu są razem), z moje prawej siedziała Ola.
Po drugie: Wredolek nie zwracał na mnie uwagi, tylko rozmawiał cały czas z Norbertem albo Michałem, a jak już coś mówiła to nie słyszałam jej.
Po trzecie: Atmosfera była strasznie sztuczna, a ja co spojrzałam na Natalię i Michała miałam ochotę uciec lub w coś walnąć. Jedyny fajny moment był gdy wyszliśmy z auli i poszliśmy do 36 i zaczęliśmy grać w karty. Ściślej mówiąc w Pana oszukiwanego, czy jakoś tak. W piątek znowu nie byłam w szkole, bo byłam chora, nie opłacało mi się bo reszta miała znowu przedstawienie dla reszty uczniów i ja znowu zostałabym sama w klasie, no i poszłam na targ po buty (w naszej miejscowości co piątek jest targ). Poszłam najpierw z tatą po choinkę na górę (mój dom ma 3 piętra, na pierwszym mieszka babcia, na drugim ciocia Ani [siostra mamy], a na trzecim mieszkamy my. Każde piętro ma kuchnię trzy pokoje i łazienkę). Myśleliśmy, że już nic nie kupimy, bo były same pachruście, ale jakaś babka co sprzedawała obrusy miała bardzo ładną choinkę, którą sobie kupiła i odsprzedała nam ją za 50 złoty. Potem poszłam drugi raz na targ z tatą, mamą i Olą. Kupiłam sobie buty (takie zwykłe, czarne, proste, nic specjalnego) i ciepłe wełniane czarne rękawiczki. Ola kupiła sobie kurtkę. W piątek były urodziny Oli więc dałam Michałowi (mojemu bratu ciotecznemu, który mieszka na dole), żeby dał Oli prezent (książkę i czekoladę) i pendriva, na którym był filmik, który zmontowałam dla niej, czyli wszystkie nasze filmiki i zdjęcia z tego roku). W piątek tata pojechał, a ja przespałam ten moment, bo położyłam się bo źle się czułam, bo przecież jestem chora. Dzisaiaj nic nie robiłam, leżałam do 11 w łóżku słuchając muzyki, potem się nudziłam i obejrzałam film „2012”, nawet fajny. A teraz w końcu się zmusiłam do napisania tego wszystkiego. Dobra lecę, bo muszę pójść do Moniki (siostry ciotecznej, córki cioci Ani) powiedzieć jej, że też idę jutro na 7 do kościoła i pomogę jej w ogarnięciu się, bo czyta jutro w kościele (każdy kto idzie do bieżmowania musi czytać w kościele).
XOXO
Margaret

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz