Nie chce płakać, ale jakaś cząstka mnie chce i nie powstrzymuje łez. Czuje ich słony smak w ustach, ale nie próbuje ich powstrzymać. Nie próbuje bo przypominają one ból, dlaczego płacze, że wszyscy wciąż mnie poniżają, dla nikogo się nie liczę. Podkręcam muzykę na full i próbuje zagłuszyć myśli, ale nie mogę. Wypowiedziałam już słowa, których wcale nie chiałam wypowiedzieć. Tylko je wypowiedziałam , to tego pożałowałam. Powstrzymałam się jednak od wypowiedzenia tego co naprawdę myślę, tego co mnie zabija, tego przez co teraz płacze. Taka głupia rzecz może sprawić, że płaczesz, że przestaje wierzyć, że dla kogoś jesteś ważna, że jednak to nie są pozory. Ale jednak nie wierze, zawsze byłam tą najgorszą, tą najmniej kochaną. Zawsze się tak czułam, odkąd pamiętam. Pamięta jak byłam mała uciekałam i siadałam obok domu, gdzie nikt mnie nie widział. To była moja przystać. Pamiętam jak płakałam i Sarafina albo Woolfie przychodzili do mnie, a ja ich głaskałam i myślałam, że tylko oni mnie rozumieją, i chyba się nie myliła, bo teraz siędzię tu, w moim pokoju z zgaszonym światłem i czuję tylko gorące łzy lejące się po moich policzka i próbuje zdusić tylko i wyłączenie odgłos płaczu, żeby nikt mnie nie usłyszał. Czemu mi to robi? Kamila - najstarsza, najmądrzejsza, pierworodna, posłuszna, Ola - najmłodsza, choć ma najgorsze oceny wszyscy jej to daruj, nic nie musi robić, najbardziej kochana. JA - średnia, porzucona, najmniej kochana, najgorsza, wiecznie zła, wiecznie jej coś nie pasuje, pyskuje, ma wszystko robić. Dlaczego? Tylko dlaczego? Tak jest zawsze. Czemu się obrażasz? Czemu płaczesz? Co znowu ci nie pasuje? A gdy się nie odezwę, bo nie wiem co powiedzieć, bo oni tego nie zrozumieją i zawsze słyszę to samo "Popłacz sobie, dawno nie płakałaś" albo "Jesteś jak babcia, obchodzi cię tylko własny tyłek", a potem wychodzą i zostawiają mnie samą. AJ potrzebuje tylko trochę miłości, tylko trochę wsparcia. Gdyby był tu tata może on by mnie zrozumiał. Nigdy nie myślałam o nim w ten sposób, aż to teraz, gdy spędziłąm z nim tydzień. Jak wczoraj z nim rozmawiał i powiedziała, że znowu jestem chora, a on do mnie powiedział ty chorowitku poczułam jak bardzo mi go brakuje, po raz pierwszy w życiu poczułam, że nie jest obcą mi osobą i że mnie kocha. Tak baedzo chce żeby tu był. Dlaczego nic nie ma sensu. Wiem, że powinnam się cieszyć, z tego co mam. Wim jak żałowała, gdy ciocia mi powiedziła, że mama zapewne umrze, pamiętam jak chciał cofną się w czasie i eymazać każde złe słowo, które na nią powiedziała, jak mówiłam sobie, że jeśli będe miała szansę to nie powiem już nic złego na nią, lecz gdy wróciła ze szpitala, przeżyła ja nadal robię to samo, ona krzywdzi mnie choć może o tym nie wie, a ja krzywdzę ją.
Tak bardzo chcę wybiec teraz z domu i pobiec na ten kawałe wystającego kamienia usiąść tam i płakać. Wziąć Sarfinę na ręce i mówić do niej, tak jak to robiłam jeszcze dwa lata temu, ale nie mogę. Po pierwsze jest zima, a po drugie Sarafiny już nie ma. Odeszła. Próbuje, próbuje nie okazywać uczuć, nie pokazywać, że widzę, że nie liczę się dla nich. Tyle razy zastanawiałam się czy nie jestem adoptowana. Jestem tak różna od nich. Wiem, że to głupie, ale czasami mam taką nadzieję, że to życie to jedna wielka pomyła, że przyjedzie ktoś i powie, że mam inną rodzinę, a to była tylko pomyłka, lecz to się nie dzieje.
Tak często mam ochotę popełnić samobójstwo. Tyle różnych opcji już rozważałam. Skoczyć z balkonu, podciąć sobie nadgarstki, albo tętnicę szyjną, udusić się, wbić nóż w serce, niestety mam zbyt mało odwagi, żeby to zrobić, boje się bólu, albo tego, że ktoś mnie uratuje. Nie boje się śmierci, jestem jej ciekawa, co jest po życiu.
Na policzkach czuje już tylko zaschnięte łzy, dlaczego moje życie jest takie do niczego? Chciałam bym się cofnąć w czasie i być znowu mała, gdyż teraz wiem takie straszne rzeczy, chciałam by się cofnąć i to wszystko zapomnieć. Zapomnieć, że mama jest chora, że tata wyjechał i zapewne nigdy nie wróci, że mama ma romans (i myśli, że ja nic nie wiem, a ja od ponad rok próbuje się o tym powiedzieć Magdzie, ale zawsze tchórze, bo boje się, że się wystraszy, że powie komuś, sama byłam wystraszona i obrzydzona, kiedy się dowiedziałam. Bo do zeszłego roku(odkąd dowiedziałam się że mam jest chora), co roku miałam takie samo życzenie na urodzi, a mianowicie, żeby mama i tata do siebie wrócili, żeby wszystko było jak kiedyś. Kiedyś, choć nawet nie pamiętam tego kiedyś, bo byłam zbyt mała.
Boje się, cały czas. Moje stopnie w tym półroczu są do niczego mam chyba średnią poniżej 4,5, co jest dla mnie okropnym wstydem. nie wiem dlaczego się nie uczę, jest tak wiele rzeczy, które robię żeby tego nie robić, np.: piszę tego blog, czytam książki, oglądam serial, filmy, robię ten filmik dla Magdy, leże godzinami i słucham muzyki, siedzę i bezmyślnie przeglądam internet. Muszę się wziąć za siebie. Dlatego kończę, bo muszę zrobić ten durny test z polak, ale najpierw muszę zmyć z twarzy zaschnięte łzy.
XOXO
Margaret
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz